Założyłam nowy wątek, by w nim pisać tylko o sobie i swoich uczuciach, o swoich decyzjach i dniu codziennym...
W końcu dotarło do mnie z całą siłą, że pozbieranie mojego małżeństwa graniczy z cudem...Mój mąż od dawna jest związany z kimś innym, podejrzewałam go o to, że zdradza mnie, ale nie byłam tego pewna w 100%, a każdy powrót do mnie i do dziecka jak to on powiedział "nie miał dla niego żadnego znaczenie..." Oczywiście zabolało mnie to bardzo, bo kurcze po co moje starania, żeby to wszystko pozbierać, żebyśmy znowu tworzyli rodzinę, szczęśliwą i wspierającą się, tak jak to było na początku... (a moje to też była iluzja?)
To właśnie na badaniach w Ośrodku Diagnostyczno Konsultacyjnym Rodziny to powiedział...oraz że jest szczęśliwy...
Słysząc to poczułam ból, rozgoryczenie, żal i złość, a przede wszystkim gniew na siebie że do tej pory żyłam iluzją...że jeszcze wszystko jest możliwe... A z drugiej strony jego wygląd wzbudził we mnie smutek...nieogolony...wyglądał tak, jakby przez kilka dni pił i grał...
Teraz już kiedy mam wyniki badań z ośrodka podjęłam decyzję dla mnie bardzo ważną...mój pozew o separację z orzekaniem o winie zmienię na pozew o rozwód z orzekaniem o winie...Ostateczną decyzję wcześniej chciałam podjąć po zakończeniu przeze mnie terapii i być może też po jego terapii...Moja terapia jest w toku...on nawet nie myśli o jej podjęciu, więc nie ma mowy o tym, by chciał się zmienić...
Każda szansa dawana przeze mnie zawsze kończyła się tak samo...wielkim bólem i rozczarowaniem...
Po tych wszystkich przejściach życiowych i życiu tak naprawdę według reguł ustanowionych przez mojego męża i jego matkę zaczynam cieszyć się swoją niezależnością, odzyskuję wiarę w siebie i możliwości...zmniejszyło się we mnie poczucie wstydu i upokorzenie...nie mam już poczucia że ktoś dyktuje mi jak mam żyć...co czuć, myśleć, mówić...Na powrót zaczynam być sobą, tą mocno stąpającą po ziemi osobą, którą kiedyś byłam, zanim poznałam mojego męża...byłam niczym plastelina w jego rękach...wiedział w jaki sposób ze mną rozmawiać, jak ze mną postępować, bym robiła wszystko czego chciał...a ja się temu poddawałam ...Pytanie dlaczego tak się działo...może bałam się zostać sama z dzieckiem, nie wiem, ale teraz już wiem, że mimo że byliśmy razem to i tak zawsze byłam sama z dzieckiem i bardzo samotna...
Teraz może jestem sama z dzieckiem, ale nie jestem już samotna...Ot przewrotność losu

Odzyskuję swoją godność...
Dziekuję tutaj na forum wielu osobom, które mnie wspierają...